Mam już – co prawda – gotowy zupełnie inny felieton, ale zakręciło mnie coś innego.
Z pewnością niektórym z Was przyda się on bardziej, niż esej o prawdach (o czym następnym razem)
W życiu każdego zaangażowanego fotografa przychdzi taki moment, kiedy zobowiązuje się on do rzeczy, nad którymi nie ma bezpośredniej kontroli. Kiedy próbuje zebrać w jednym miejscu kilka różnych osobowości – fotografów, modelki, asystę… I to nie w swoim własnym miejscu.
Tak właśnie zdarzyło mi się ostatnio. Mam modelkę. Wybrałem 3 fotografów z większego grona. Zorganizowałem makijażystki i stylistkę. Dograłem studio.
I kiedy już wszystko wydawało się dopięte na ostatni guzik… zaczęło się pruć…
Okazało się, że zbyt wiele rzeczy niezależnych ode mnie przyjąłem za pewnik. Okazało się, że radzę sobie tylko z jedną niewiadomą (brak niewiadomych mnie rozleniwia, a więcej, niż jedna – paraliżuje). Okazuje się, że tak prosta rzecz, jak fotografia, potrafi rozłożyć na łopatki nawet najbardziej misterny plan.
Okazało się, że nie jestem dobrym koordynatorem. A może tylko jestem zbytnim optymistą. Pewne kwestie organizacyjne – na pozór proste i oczywiste – zaczęły mnie przerastać.
Gdzieś obok mojego zamiłowania do fotografii i obok mojego biurwizmu pojawiły się zupełnie nowe problemy. Zupełnie nowe.
Nie wystarczają już bardzo szerokie znajomości, ciężka praca socjologiczno-społeczna na rzecz pozyskiwania nowych modelek i nabyte umiejętności fotograficzne (wrodzonych nigdy nie miałem). Brakuje czegoś jeszcze. Brakuje zmysłu organizacji przestrzennej, wielowymiarowej.
Wziąłem sobie na łeb więcej, niż potrafię ogarnąć….
I wiecie co ? Doprowadzę to do szczęśliwego końca. I jeszcze będę się z tego śmiał. I jeszcze będę z tego dumny.
Ta sesja się odbędzie i będzie NIESAMOWITA. I następne też. Choćbym miał spuchnąć, a nawet zdechnąć. Bo to MNIE KRĘCI.
Kornik mnie tego nauczył – nie ważne, czego się ludzie spodziewają. Ważne, żebyś osiągnął to, co chcesz. I żeby oni też osiągnęli to samo. Trzy razy się potkniesz, glebę zliczysz i pośmiewisko powszechne, ale w końcu dojdziesz… choćby i na Golgotę… ale dojdziesz. Tylko trzeba koncentracji. Skupienia na tym, gdzie chcesz dojść.
Nie bez przyczyny KGP ma już za sobą wystawę fotograficzną, publikacje w prasie i materiał filmowy.
UPÓR i koncentracja – to rzeczy, które prowadzą tylko na przód. Tylko do celu….
Nawet takich niekonsekwentnych wariatów, jak ja.
Za tydzień będę miał taką sesję zdjeciową, o jakiej marzyłem pół życia. A Wy ??
wiem o czym pisze Alex – przerabiam to w ramach KGP już ponad 2 lata. ale skoro sesja się odbędzie to chyba wszystko się układa, że trudności zostały przezwyciężone
…
sesja ta ma związek z innym wpisem Alexa – portret moich marzeń …
a ja jakoś jestem na etapie, że nie wiem czy umiałbym w ciekawy sposób sfotografować sześcian na stole
i nie miałbym odwagi testować na ludziach 🙂
Dzięki Kornik 🙂
Sześciany na stole mnie nie kręcą 🙂
Ale dzięki największe właścicielom studia, którzy dzielnie znoszą moje chimery i wizje. Moje niekonsekwencje i moje niekompetencje 🙂
To jest sesja moich marzeń. I dzięki WAM wszystkim, wiem, że warto mieć marzenia 🙂
A wszystkim fotografującym powiem tylko tyle – rzeczywistość z jednej strony, to mnóstwo przeszkód. Ale z drugiej strony – potrafi przerosnąć marzenia.
Jeśli ktoś tak niepoukładany (wręcz chaotyczny), jak ja – dobija wymarzonego celu… co jeszcze może być niemożliwe ??